Największą wadą modelu polskiego prawa pracy jest to, ze zostało ono napisane pod błyskawicznie działające sądy, które w rzeczywistości potrafią wyznaczać pierwszy termin rozprawy nawet po 9 miesiącach. Pamiętam jak kiedyś szwankowała obsada wydziału pracy w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Żoliborza i sprawy wpadały do referatu bez referenta i leżały sobie, czekając na powołanie nowego sędziego, ponad rok. Ostatnio wszystko jakby przyspieszyło, ale różowo dalej nie jest (pierwszy termin często po 4 miesiącach).
Część pracodawców się tego nauczyła i jak z jakiegoś powodu chcą nam zrobić krzywdę , to wpadają na pomysł z niczym nieuzasadnioną dyscyplinarką. Rozumują w ten sposób – ja Tobie dziś gola, a sąd może to odkręci to za dwa, trzy lata.
Jak sobie z tym radzić? Biec szybko po prawnika i niech on składa odwołanie od sądu pracy, i zgłasza się do pracodawcy z propozycją ugody. To co na pierwszy rzut oka wydawało się naszemu byłemu szefowi takim dobrym pomysłem, szybko nim przestaje być, jeżeli roztoczy się przed nim całą komplikację życia jaką w rewanżu planujemy. Mi broda oraz zły uśmiech bardzo pomagają doprowadzać takie rozmowy do happy end-u;).