Niedawna rozprawa, w jakiej miałem przyjemność wziąć udział, stanowiła idealny przykład na to, jak nie zwalniać pracowników.
Historia przedstawia się w sposób następujący. Klientka pracowała jako dyrektorka w pewnej grupie spółek Skarbu Państwa. Jako, że była świetnym menadżerem, oddelegowano ją jako pełnomocnika zarządu do innej spółki grupy.
Wiadomo, że w takich firmach jak ma ktoś „lecieć” to w pierwszej kolejności typowana jest osoba merytoryczna. Moja klientka dostała więc jakiś czas temu propozycję nie do odrzucenia w postaci porozumienia stron. Kiedy odmówiła podpisania porozumienia, „na kolanie” napisano wypowiedzenie i tak rozpoczęła się nasza batalia sądowa.
Pracodawca doczytał, że z wielu przyczyn wypowiedzenia wystarczy, że ostatnie się jedna, aby jego było na wierzchu, więc uzasadnienie przyczyn jego decyzji ledwie mieściło się na trzech stronach a4. Problem w tym, że klientka oddelegowana była przez prawie rok do innej spółki, więc nie mogła fizycznie niczego zrobić w spółce z którą łączyła ją umowa o pracę. Jako jedną z przyczyn podano złe relacje z podwładnymi.
I tak słuchamy już drugi termin, że z Panią dyrektor współpracowało się super. Oczywiście do momentu, kiedy została oddelegowana. Ktoś coś złego słyszał, ale to plotki korytarzowe, nie wiadomo kto, co i kiedy, no ale źle.
Istnieje duża szansa, że na kolejnym terminie uda się nam to zamknąć. Nie ma to jak wysokie standardy etyczne w naszych rodzimych firmach, będących pod matczynym wpływem Skarbu Państwa… To już chyba lepiej kiedy „góra” kieruje się wyłącznie niską żądzą zysku…
Ale samo postępowanie przed sądem ułatwili nam bardzo:-).