Koniec wakacji, a Tobie nie udało się wziąć urlopu. Nadmiar pracy, szef ciśnie z terminami, więc o wolnym można póki co zapomnieć. I tak od dłuższego czasu. A Tobie się zbiera, bo za dodatkowy wysiłek nawet dziękuję nie usłyszysz, tylko kolejne pretensje.
Rośnie w Tobie słuszny gniew, i któregoś dnia Twoja podświadomość ma tak dość, że jak szef znowu przyczepił się za jakąś pierdołę to wybuchnęłaś i wygarnęłaś mu wszystko, co leżało Ci na sercu. A że pracujesz w firmie preferującej zarządzanie za pomocą kija niż marchewki, dwie godziny później zostajesz wezwana na dywanik, gdzie wręczają Ci dyscyplinarne zwolnienie z pracy.
Pojawia się pytanie, co dalej? Ulubiony zwrot prawników w takiej sytuacji brzmi – to zależy. Dokładnie od tego, jak poważny ten wybuch frustracji był i czy ktoś patrząc z boku mógł uznać go za usprawiedliwiony.
W pracy mamy obowiązek przestrzegania zasad współżycia społecznego , a do przełożonych trzeba (niezależnie co o nich myślimy) odnosić się z właściwym szacunkiem. Z drugiej strony osoby reprezentujące pracodawcę mają dokładnie taki sam obowiązek względem nas. Więc w razie czego #damyrdę 😉