Cały nasz mały światek prawniczy żyje zmianami w procedurze cywilnej jakie w znaczącej części weszły w życie w listopadzie bieżącego roku. Sędziowie się szkolą, pełnomocnicy się szkolą, a ustawodawca obiecuje, że będzie szybciej.
Co to zaś oznacza dla zwykłego Kowalskiego? No cóż – zrobiło się bardziej formalnie, pojawiła się prekluzja dowodowa, i jak się nie wczyta dokładnie w pouczenie jakie przychodzi do nas wraz z dokumentami z sądu mogą być kłopoty. Jednym słowem bez fachowego pełnomocnika będzie jakby trudniej. A samemu fachowemu pełnomocnikowi jeszcze bardziej będzie ciśnienie rosło na stwierdzenie – „Panie Mecenasie to zachowałem na koniec postępowania i teraz ich zaskoczymy”. Otóż zaskoczenie może być dla strony, że sąd pominie sprekludowany dowód, bo argument, że nie spowoduje to przewlekłości postępowania znika…
A poza tym wiele musi się zmienić aby wszystko zostało po staremu. Wnioski dowodowe po nowemu okazało się, że nasza wesoła kompania składała cały czas (nawyk z aplikacji sądowej), a w sprawach przeciwko ZUS oraz rodzinnych procedura działa, tyle, że nie do końca. Tylko jak będziemy się sądzić o alimenty to sąd będzie nagminnie nadużywał uprawnienia do komunikowania o możliwym kierunku rozstrzygnięcia w celu przymuszenia nas do zawarcia ugody.
No i jest drożej, m.in. z powodu konieczności wnoszenia opłaty 100 zł do wniosku o uzasadnienie orzeczeń. Ale mimo wszystko, tak czy siak – #damyradę