Trochę to trwało ale kolejny raz udało się wygrać ze złą korporacją, która nie bała się tego, że jej wszystko myszy zjedzą.
A było to tak – sieć marketów zmieniała struktury właścicielskie i się sprzedawała. Kiedy się sprzedawali to sklepy zaczęły funkcjonować pod nową marką, a z pracownikami centrali rozwiązywano umowy i nawiązywano z nowym właścicielem. Ale, że pracodawca był spory, to kilka Pań przebywało na macierzyńskim, w tym jedna która była moją klientką.
Tutaj zaczynamy wątek kreatywny. Korporacja wymyśliła sobie, że centrala jest oddzielnym pracodawcą (art. 3 kp przewiduje możliwość uznania za pracodawcę jednostki organizacyjnej, choćby nie posiadała ona osobowości prawnej, o ile zatrudnia ona pracowników). I ogłosiła, że tą centralę likwiduje, co miało uchylać ochronę pracownic w trakcie urlopu macierzyńskiego i w ciąży. Moja klientka odkryła w między czasie, że jest w kolejnej ciąży.
Najpierw korpo grało na czas , prowadząc rozmowy ugodowe, a następnie poszli całkowicie w zaparte, twierdząc, że to nie oni powinni być pozwani, bo faktyczny pracodawca został zlikwidowany.
My z kolei powołaliśmy się na brzmienie umowy o pracę, z której wynikało, że pracodawcą jest spółka, a centrala wyłącznie miejscem świadczenia pracy. I sądy obu instancji przyznały nam rację.
Bo żeby być tym pracodawcą nie mającym osobowości prawnej, to wypadałoby właściwie podpisać umowy i posiadać własne struktury, oddzielne od struktur spółki. W końcu ktoś tym szefem być musi, aby w ogóle mówić o stosunku pracy.
Nie warto się więc nigdy poddawać, bo nawet z korpo #damyradę:-)
No super. Udało się.