Teoretycznie postępowanie cywilne jest kontradyktoryjne, co oznacza, że to strony prowadzą spór, a sąd jest bezstronnym arbitrem. Niestety w sprawach z ZUS, często teoria nie daje się pogodzić z praktyką. Przedstawiciel ZUS nie stawia się na rozprawie, a sędzia bierze na siebie ciężar bronienia tej instytucji, bo przecież i on, i nasz drogi organ rentowy, to koniec końców Skarb Państwa.
Czasem dochodzi aż do takich absurdów, jak w sprawie, którą niedawno zakończyłem, gdzie ZUS zakwestionował realność prowadzonej działalności gospodarczej Pani Joasi.
Pani Joasia robiła bowiem ręcznie artystyczne świeczniki, popielniczki oraz inne podobne bibeloty, głównie korzystając z materiałów będących obiektem zainteresowania hydraulików. Efekt jej pracy był przedmiotem pożądania każdego szanującego się hipstera.
Niestety w sądzie pierwszej instancji trafiliśmy na panią sędzię zatwardziałą obrończynię interesów ZUS, oraz zupełnie niewrażliwą na sztukę. Co z tego, że jest domniemanie prowadzenia działalności gospodarczej, jest ona wpisana do rejestru, że przedstawiliśmy dowody sprzedaży rękodzieł oraz opinie zadowolonych klientów? Ponieważ nie trafiliśmy w gust artystyczny składu orzekającego, wyrok oddalał odwołanie.
Dodatkowo Pani Joasia była załamana stwierdzeniem, że “takiego brzydactwa to nikt by nie kupił”.
Mnie pozostało sporządzenie odwołania i walka przed Sądem Apelacyjnym. Dopiero tam udało się przekonać nasz wymiar sprawiedliwości, że odczucia estetyczne jednostki o bardziej konserwatywnym guście, nie mogą być podstawą orzeczenia. Dodam tylko, że do końca Sąd, a nie ZUS szukał dziury w całym. ZUS na postępowanie apelacyjne w końcu się bowiem stawił, ale jedyne co mówił, to to, że pozostawia wniosek do uznania Wysokiego Sądu.
Dlatego ze mną, czy beze mnie – ZUS-owi nie odpuszczajcie i walczcie do końca.
Ładne świeczniki, sędzia nie ma gustu. Gratulacje wygranej!