W ostatnim wpisie dotknąłem tematu – po co nam adwokat (można przeczytać tutaj). Doszedłem do wniosku, że idealnym uzupełnieniem tamtego wpisu będzie pokazanie jak wygląda nasza sprawa w oczach sędziego.
Jak dostaje się do zawodu sędziego? Teoretycznie powinno to być ukoronowanie kariery prawnika. W praktyce większość sędziów zalicza podobną drogę – studia, aplikacja, jakaś forma praktyki w sądzie i w końcu uścisk dłoni prezydenta oraz łańcuch z orłem. Zero doświadczenia poza światem akademickim i życiem sądowym.
Konsekwencją tego jest to, że doświadczenie życiowe jakim sędzia powinien się kierować ogranicza się w większości przypadków do akt i tego, co z wyrokami robią sądy wyższej instancji.
Przeciętny sędzia w sądzie rejonowym ma ok dwóch, trzech sesji rozpraw w tygodniu. W czasie jednej sesji na wokandzie będzie około sześciu – siedmiu spraw. My z naszą sprawą na wokandę trafiamy co jakieś cztery miesiące do pół roku. Siłą rzeczy, to co na niej się dzieje, może mieszać się w głowie orzekającego z innymi podobnymi sprawami…
W sądzie rządzi statystyka. Liczy się ilość wyroków utrzymanych, zmienionych i najgorszy ups – uchylonych do ponownego rozpoznania.
Najczęstszą przyczyną uchylenia wyroku do ponownego rozpoznania jest natomiast nieprzeprowadzenie jakiejś części postępowania dowodowego. Dlatego mimo zmian w przepisach wprowadzających ograniczenia i porządek składania dowód przez strony, sądy często wolą odroczyć i jednak dopuścić dowód z kolejnego świadka. A sprawa trwa…
Więc jak widzi sprawę sędzia? Tak jak podpowiadają dokumenty w aktach, przez pryzmat podobnych które miał wcześniej i orzeczeń, które mu kiedyś utrzymano, uchylono albo zmieniono. Dlatego najlepiej jak z naszą sprawą umiemy się wstrzelić w jakiś utarty schemat, który idealnie będzie pasował pod proste napisanie uzasadnienia wyroku. Pamiętajcie – jakby co #damyradę.