Wydawać by się mogło, że to w korpo lecą po bandzie, nie liczą się z ludźmi i traktują przedmiotowo. Zasadniczo prawda, tyle, że w tym traktowaniu mają pewien cel. Chcą wycisnąć z pracownika jak najwięcej pieniędzy. A takiemu wyciskaniu nie służy kolesiostwo, zła atmosfera, konflikty i jakieś osobiste układy i układziki. Więc, co do zasady korpo stara się to zwalczać. Z jakim skutkiem, to inna historia, ale zasadniczo jak robisz targety, masz spokój.
Inaczej rzecz ma się w urzędach, spółkach Skarbu Państwa oraz przyległościach. Ile by nie mówiono o profesjonalizmie służby cywilnej, obiektywnym naborze i konkursach tutaj zarabianie nie jest podstawowym celem. A skoro ten cel odpada pojawia się miejsce dla wciągania swoich, układów i układzików, kumoterstwa i kumplostwa. Wiśniewski podwieszony pod Maliniaka, a i dla Kowalskiego trzeba znaleźć etat bo biedak wyleciał z ministerstwa itd.
No ale etat jaki miałby być dla Kowalskiego jest zajęty. I z takim przypadkiem miałem niedawno do czynienia w jednej ze spółek kolejowych. Panią dyrektor zwolniono, jako powód podając zmniejszanie zatrudnienia i konieczność zmiany sposobu zarządzania podległą jej jednostką. Wypłacono odprawę za rozwiązanie stosunku pracy z przyczyn nie dotyczących pracowników. Tyle, że kiedy wychodziła ze spotkania na którym dostała wypowiedzenie minęła się ze swoim następcą.
Po złożeniu odwołania przed Sądem cyrk. Strona pozwana twierdziła, że zlikwidowała stanowisko nie likwidując go. Sąd bojąc się uchylenia wyroku z powodu nie rozpoznania istoty sprawy dopuszczał dowody na taką okoliczność, aż szczęśliwie doczekaliśmy rozstrzygnięcia. Przywrócenie do pracy, pomimo tego, że w między czasie naprawdę zlikwidowali to stanowisko pracy.
Jak widać każdy biznes ma swoją specyfikę. Specyfiką sektora publicznego, z mojej perspektywy, są bardziej niż przeciętna bzdurne powody zwolnienia, no i mobbing, ale to już temat na zupełnie inny wpis.